Holenderskie targowiska - czy korzystając z nich oszczędzasz?

13/08/2018 Artykuły

Tak naprawdę to człowiek, który żyje sobie w Polsce zazwyczaj mało wie o Holandii. Przynajmniej ze mną tak było. W telewizji niewiele wspomina się o tym kraju, w kinach trudno doszukiwać się holenderskich produkcji i ogólnie większość informacji czerpie się raczej z ogólnikowych stereotypów. Nie byłem żadnym wyjątkiem, jeżeli chodzi o wiedzę o tym kraju i w pewien sposób nie żałuję tej ignorancji – dzięki niej już na miejscu przekonałem się jak malownicze jest to miejsce. To nie tylko wiatraki i tulipany,, ale też wiele specyficznych zachowań i przyzwyczajeń samych Holendrów. Chociażby jarmarki i targi. Myślałem zawsze, że określenie „pchli targ” to takie nasze rodzime nazewnictwo wyrosłe gdzieś z gwary. A tu okazuje się, że takie miejsce z używanymi rzeczami nazywa się  „vlooienmarkt” – gdzie „vioolen” to właśnie słowo tłumaczone jako „pchełki”.

Targów i jarmarków jest tutaj zawsze zatrzęsienie. Nie wiem co prawda z czego to wyrosło, ale autochtoni uwielbiają taki sposób robienia zakupów. Używane rzeczy przechodzą z rąk do rąk bardzo często wielokrotnie – kupują je tak samo mieszkańcy jak i turyści. I w sumie się nie dziwię, bo na tych straganach można częstokroć trafić znacznie ciekawsze pamiątki niż pocztówka czy breloczek z widoczkiem. Na takich jarmarkach sprzedaje się wszystko – od staroci, przez kwiaty aż po żywność. Czy zatem podróżując po Holandii można zaoszczędzić korzystając z targowisk?

To była moja myśl, kiedy pierwszy raz spotkałem się z „kulturą targową” w tym kraju. Przecież w Polsce zazwyczaj chodzi się na rynek, żeby kupić warzywa czy ubrania nieco taniej niż w sieciowych sklepach. W sumie ucieszyłem się bardzo, ze jarmarki odbywają się tutaj tak często, bo to była okazja do sprawdzenia tej teorii w praktyce. Zapewne ktoś kto mieszka w Holandii od dawna byłby bardziej wiarygodnym źródłem informacji, ale z punktu widzenia osoby, która w krainie wiatraków „bywa” mogę powiedzieć, że względem jedzenia nie oszczędziłem wiele na korzystaniu z targowisk.


Ogólnie jeżeli chodzi o produkty spożywcze to dla Polaka ten kraj nie jest tani. I nawet nie mówię o wykwintnym obiedzie w restauracji. Chleb, jajka, mleko – podstawowe rzeczy nie należą do artykułów tanich. Na targowiskach jest podobnie. Prawdopodobnie jest tak przez fakt, iż jarmark z warzywami jest tutaj na trochę innym poziomie niż standardowy rynek w Polsce. Wszystko czyste, eleganckie a same warzywa zdrowe, organiczne i w tak szerokim wyborze, że po pięciu minutach człowiek nie wie co tak naprawdę chciałby kupić. Uśredniając ceny względem jakości, nie zauważyłem znaczącej różnicy między targiem a marketem. A nawet powiedziałbym, że wydawałem więcej bo wciąż i wciąż trafiałem na jakiś nieznany mi frykas, którego bardzo chciałem spróbować.

Za to jeżeli chodzi o targowiska związane z odzieżą czy przedmiotami codziennego użytku, to oszczędność zauważalna jest na pierwszy rzut oka. Korzystając z jarmarków i wszelkiego rodzaju straganów można naprawdę fajnie i tanio się ubrać czy zaopatrzyć w różnego rodzaju przybory, ozdoby lub wyposażenie domu. I bynajmniej nie mówię tutaj o starych łachach czy poprutych szmatach. Przekonałem się o tym odwiedzając słynny IJ-Hallen w Amsterdamie. Jest to faktycznie pchli targ na terenie dawnej stoczni morskiej. Gigantyczna powierzchnia gdzie zgromadzili się sprzedawcy oferujący dosłownie wszystko. Za wstęp musiałem zapłacić kilka euro, ale przekonałem się, że było warto. Markowe ciuchy, bibeloty i zabawki piętrzyły się całymi stosami. Ale nie tylko drobiazgi tanio przechodzą z ręki do ręki. Gdybym chciał to w parę minut mógłbym stać się posiadaczem praktycznie dowolnego modelu roweru lub kupić używany skuter w idealnym stanie.

Z punktu widzenia turysty zatem uważam, że odwiedziny na holenderskich jarmarkach to obowiązkowy punkt każdej wycieczki po tym kraju. Na równi z muzeami, zabytkami i całą kulturalną otoczką krainy wiatraków. Co do oszczędności, to raczej nie mogę powiedzieć, żebym wydał mało – szczególnie jedzenie było sporym obciążeniem dla kieszeni. Ale i tego nie żałuję, bo dawno nie miałem okazji popróbować takich dobrych i różnorodnych potraw czy nawet fast-foodów. Odwiedzając pchle targi doszedłem do wniosku, że gdybym zapragnął zamieszkać w Holandii na stałe, to meblując mieszkanie wybrałbym się w takie właśnie miejsce. W ciągu paru godzin miałbym skompletowane pełne wyposażenie domu w naprawdę atrakcyjnej cenie. W dodatku bardzo oryginalne i zadbane.

Chyba trzeba przekonać się samemu. Miejsca tego typu są bardzo malownicze i dziwnie przyciągające. Targujący się tłum, niesamowity wybór artykułów i jakaś taka specyficzna atmosfera zdecydowanie jest tym co powinno być priorytetem w odwiedzaniu holenderskich pchlich targów. A oszczędności? No cóż – mnie się nie udało, ale może gdybym przyszedł tam z chłodniejszą głową i mniejszą fascynacją to z pewnością byłoby zupełnie inaczej.

Koniecznie zobacz powiązane artykuły: